ISIDORUS
Boże góry - świadectwo pracy na Białorusi Drukuj
czwartek, 9 grudnia 2004, 19:12
Dodał: (Admin)
Na Białorusi jestem już 10 lat, przedtem byłem wikarym 2 lata w Zabrzu, miałem tam wspaniałą grupę młodzieży, jeździliśmy w góry, uczyłem ich wspinaczki, byłem też kapelanem więzienia, kumpli miałem takich, że nie bałem się wchodzić w najciemniejsze kąty miasta.
Białoruś, religijne miejsca
Białoruś, religijne miejsca
Jak wspomniałem wspinałem się po górach ( pochwale się, kiedyś w Polsce było 12 osób, które w górach robiły 6,3 {skala trudności w wspinaczce}byłem w tej, 12 ale to było dawno) wiele osób się mnie pyta, dlaczego tu jestem? Będąc w Zabrzu nigdy nie myślałem o wyjeździe na wschód, miałem swoje ukochane góry w zasięgu ręki, tam czułem się szczęśliwy. W górach , gdy się nie skończyło drogi spało się w śniegu, czasem w hamaku na ścianie, gdzie pod sobą było 200 i więcej metrów. To było piękne!!! Kiedyś 10 lat temu spotykam prowincjała i mówi: „Mam dla ciebie propozycję, wspinasz się po górach, czy chcesz pojechać w Boże góry?” Pomyślałem chce mi zorganizować wypad w Alpy a może Himalaje? Odpowiedziałem pewnie jadę! A on mi mówi Białoruś! Przecież tam nie ma żadnych gór, odpowiedziałem. A On mi mówi ty byle co zjesz, śpisz w śniegu, przeżyjesz a to jest jedna z największych Bożych gór do zdobycia. Obiecałem Mu, że pojadę zobaczyć jak tam jest na 3 miesiące. Przyjechałem tu nie znając nikogo. Pierwszą moją parafią był Mścisław nie daleko rosyjskiej granicy. Wiedziałem, że ma tam czekać na mnie na dworcu autobusowym jakiś Siergiej. Dojechałem tam, nie znając rosyjskiego, w szkole nie chciało mi się go uczyć, bo po co? Wysiadłem z autobusu i czekam na Siergieja, każdego, który wydawał mi się, że czeka na kogoś pytałem się Siergiej? Ale odpowiadali, że nie. Przesiedziałem całą noc na dworcu, rano pojawił się. Zapomniał, że miałem przyjechać. Zaprowadził mnie rano na miejsce mojego pobytu. Był to dom, w którym mieszkała babcia (prawosławna). Ruskie domy nie mają pokoi, jest dom poprzedzielany deskami, szafami i innymi meblami, i to rozdziela dom na pokoje, tak to nazwijmy. Moje miejsce było za szafą. Babcia się mnie pyta (tyle zrozumiałem) czy nie jestem głody? Byłem głodny jak wilk, ale gdy zobaczyłem, co ona robi głód mi przeszedł. Na patelni coś smażyła, ręką to mieszała, a od czasu do czasu głaskała kota. Miałem w plecaku jakieś konserwy, pomyślałem jakoś przeżyje. Odpowiedziałem, że nie, odpowiedziała kot to zje. No i zjadł. Kiedyś babcia się mnie pyta czy nie potrzebuje ciepłej wody by się umyć, z radością odpowiedziałem, że tak! Przyniosła mi garnek ciepłej wody, w którym się umyłem, potem się mnie pyta może zrobić herbaty? Pewnie odpowiedziałem, ta herbata miała smak mydła, pomyślałem, że ruska herbata tak smakuje, ale jak się potem okazało babcia gotowała wodę na herbatę w garnku, w którym się myłem.( to było moje mydło). Zacząłem się zastanawiać jak tu znaleźć katolików? Poszedłem na cmentarz, może kogoś spotkam, szukałem na cmentarzu polskich nazwisk, może ktoś przyjdzie na grób swoich krewnych. Pojawiła się jedna babcia, jej mama była katoliczką, obiecała, że przyjdzie do kościoła w niedzielę. Kościoła nie było tylko ściany, kiedyś tam był chlew. Ale gdy się zapadł sufit, świnie zabrali do kołchozu (te, co przeżyły). Na msze w niedzielę nikt nie przyszedł, po dwóch tygodniach pojawiły się dwie starsze osoby, przyszły na mszę, ale co to jest nie wiedziały. W ciągu 2 miesięcy zmarły, zostałem sam u babci. Postanowiłem wracać do Polski. W drodze powrotnej przejeżdżałem przez Słuck, gdzie był O. Aleksy, rozpoczął budowę kościoła, musiał wyjechać do polski i poprosił bym go na jakiś czas zastąpił. Zostałem. Podczas jego nieobecności przyjechali Polacy na mszę z Soligorska, (którzy pracują tu na kopalniach soli, ale pochodzą ze Śląska) i powiedzieli, że szkoda, że w Soligorsku nie ma księdza, i wtedy wyrwało mi się, nie martwcie się będzie! Gdy wrócił Aleksy zamiast do Polski pojechałem do Soligorska, i w tym momencie zaczyna się moja przygoda na Białorusi. Na samym początku msze były w hotelu u nich, pochwalili się w pracy, że jest katolicki ksiądz, ktoś tam powiedział, że jego mama to katoliczka, przyszła potem druga trzecia osoba zaczęło to rosnąć (liczba ludzi) z hotelu po pewnym czasie nas wyrzucili, bo co tu robią ludzie, którzy tu nie mieszkają, msze św. były wtedy w bloku na 2 piętrze zapełnił się pokój potem drugi przedpokój, potem stali na klatce schodowej, robiło się ciasno. Wtedy zaczęliśmy wynajmować pomieszczenie w domu kultury, gdy liczba osób wzrosła do 150 zaczęliśmy budowę kościoła i klasztoru. Mieszkam w nim już dwa lata tylko nie mogę (myślę, że w tym roku się uda) podłączyć ogrzewania. Ostatnia zima była straszna, spałem w samochodzie tam było trochę cieplej albo w namiocie rozbitym w pokoju a w środku był grzejnik. W pokoju zamarzała woda w parę minut (LEPIEJ NIŻ W GÓRACH!!!!!) Ale teraz nie ma źle, w wolnych chwilach, a czasem się to zdarza, pływam na desce, zostawiam wszystkie problemy na brzegu, (a jest ich tyle, że lepiej nie mówić). Z franciszkańskim pozdrowieniem POKÓJ I DOBRO! O. Sobiesław Wojciech Tomala OFM